niedziela, 28 września 2014

CO NA TAPECIE...

Ano dłubię sobie. Na razie w detalu i rzadko, ale z uporem maniaka;) Powoli już zaczynam myśleć o grudniu, bo jeszcze nie zdarzyło się, żebym wyrobiła się z moimi pomysłami i prezentami na święta...Ale nie tracę nadziei, że kiedyś mi się uda;) 
Oto "rąbek tajemnicy" mojego dłubania, prace wypalone pierwszy raz, na tzw. biskwit. Czekają na szkliwienie.
Chodzi mi po głowie jesienne listkowo-żołędziowe candy- macie pomysły na kolory? :))














poniedziałek, 15 września 2014

WIELKA WYPRAWA CZ.1

Na prawdziwych wakacjach nie bylismy od 5 lat. Prawdziwe wakacje dla mnie to takie, kiedy jedziesz tam, gdzie naprawdę chcesz, a nie gdzie możesz...
Był czas, kiedy do Holandii jeździłam co roku, potem musieliśmy zrobić przerwę, wiec tym razem naszemu wyjazdowi towarzyszyły prawdziwe emocje. Były momenty, kiedy już myślalam, że nie wyjedziemy. Przeszkody się piętrzyły, stres narastał, już miałam się poddać, ale wiedziałam, że zwariuję, jeśli to zrobię. Chyba pierwszy raz w życiu tak się uparłam i  "choć padało i było ślisko" jednak wybyliśmy z domu, zostawiając cały ten majdan i zwierzyniec za sobą, ale i w dobrych rękach:) Dzieki temu byłam względnie spokojna, choć droga przed nami daleka i pierwszy raz z dzieckiem. 
Kierunek- moja ukochana Holandia oczywiście:) Dla mnie to byla naprawdę Wielka Wyprawa. No bo w koncu jeśli jedziesz, tak jak w naszym przypadku, cały czas tylko autostradą, to dystans 1200 km, to niby żadne halo. Ale dla nas to było "halo", ponieważ rzadko gdzieś jeździmy tak daleko, a dodatku głównym kierowcą jestem ja. To było wyzwanie, ekscytujące wydarzenie. Jestem z pokolenia, kiedy często trzeba było na jakaś przyjemność długo czekać, nie było podawane wszystko "na tacy", a juz wyjazd "za granicę" to był szczyt marzeń i prawdziwe wydarzenie. I tak mi już zostało, że wszystko co "za" jest dla mnie ekscytujące, interesujące, ciekawsze, fajniejsze. Całą długą i mimo wszystko męczącą podróż cieszyłam się jak dziecko, a gdy dojechaliśmy na miejsce, to po prostu byłam szcześliwa jak norka! 
I tak było przez cały nasz pobyt, choć było to raptem 10 dni. Ale było cudownie, naładowałam akumulatory, " nachłonęłam się " i spotkałam z rzadko widywanymi przyjaciółmi.
 A teraz będę się nad Wami znęcać, długo i namiętnie, bo zdjeć jest dużo...:) 
Na poczatek pierwszy punkt naszej Wielkiej Wyprawy, holenderska wyspa Texel. Na razie tylko kilka fotek, bo o Texel zrobię oddzielnego posta, należy się "jej":) 
 Czy Wy też nie możecie się powstrzymać i wracacie ciągle w ulubione miejsca, choć świat teoretycznie stoi otworem, a Wasz mąż woli ciepłe morze?:D

Port towarowy w Den Helder;
Plaża w pobliżu De Cocksdorp
Czas na kawę w De Koog




Jeden ze starych "wiatraków";
Obowiąkowy śledzik w miasteczku portowym Oudeschild;
Jeden z kolorowych sklepików w Den Burgu



Den Burg i jedna z tekselskich tras wzdłuż nabrzeża




Księżyc w De Cocksdorp;
Wizytówka wyspy- czerwona latarnia morska;
Plaże w pobliżu De Cocksdorp